Cześć.
W poprzednich postach opisałam zasady asekuracji i sprzęt. Jutro zapoznam Was z stylami wspinaczkowymi i wyceną. Dziś jednak mały przerywnik w teorii i opowiem Wam o moim pierwszyn zetknięciu z terenem, czyli skałami.
Zapisałam się w zeszłoroczne wakacje na obóz wspinaczkowy, niestety musieli odwołać bo brak chętnych. Jako, że bardzo mi zależało na wyjeździe to rodzice zapisali mnie na kolejny termin. Spakowałam walizke i w drogę przygodo!
Pierwszy zawód. Były drobne opóźnienia i musieliśmy kilka dni na początku zwlekać z wspinaczką. Ale później jak już przyszedł nasz instruktor i zaczął nas wtajemniczać... Bajeczka. Cała nasza piątka siedziała i słuchała go 4 godziny bez szemrania. Nasza opiekunka była zachwycona, że gadaniną można uciszyć nastolatków na taki czas. Jak na jeden dzień to było tyle. W ciągu następnych dni uczyliśmy się wspinania, ponieważ w tej grupie byłam w sumie jedyną osobą, która miała z tym sportem wcześniej do czynienia.
Nasz instruktor wszedł na skałę (nie, nie po niej tylko jakąś drogą okrężną) i rzucił linę. Po wpisie sprzed dwóch dni powinniście wiedzieć co to za asekuracja.
Tak, górna. Tu mieliśmy masę ćwiczeń, takich jak wspinanie bez użycia dłoni, palców itd. Uprzedzając pytania- to był łatwy teren i każdy sobie z tym poradził. Następnie nauczyliśmy się asekuracji dolnej (ha! Tu też byłam górą bo odbyłam zimą kurs na tę asekurację) i... Dzida w skały obite! Pojawia się pierwsze nowe określenie- skała obita, wspinanie sportowe. Co to znaczy? Nic innego jak ściana przygotowana dla wspinaczy z wkręconymi spitami. Wystarczy wpiąć ekspres, a w niego linę i można iść dalej.
(Tak, doskonale rozumiem, że możecie nie wiedzieć o czym pisze. Jak dojdę do porozumienia z moim laptopem dodam zdjęcia i stanie się może trochę jasność).
 |
| spit |
Porobiliśmy kilka dróg, dzień się skończył. Później poznaliśmy
trady. Wspinanie tradycyjne po golutkiej ścianie. Spójrzcie w poprzedni wpis, punkt 6 z *. Oznacza ona właśnie ten sprzęt mniej obowiązkowy, ale jednak niezbędny do tradów. Polega to na tym, że w szczeliny wkładamy np. heksa... To jest taka specjalna kostka jakby. Z pętelką do wpięcia ekspresu i liny.
 |
| heks |
(Tu zdjęcie. Pojawi się w poniedziałek)
 |
| ekspres |
OK, Ok. Wiecie, że jadąc na ten obóz okropnie bałam się pająków? Wystarczył jeden wielonóg bym zaczęła piszczeć i zwiewać gdzie pieprz rośnie. No wyobraźcie sobie taką osobę w skałach gdzie pająków jest dużo. Raz sobie idę do góry tradem, montuje radośnie heksy,roksy, słoneczko grzeje, a tu nagle ze szczeliny wyłazi on. Osiem chudych, długich nóg. Tyci tułów. Zamarłam. Spokojnie, wdech i wydech. Zamontowałam szybko punkt, wpięłam linę i pognałam dalej. Raz mój partner pokazał mi u podnóża skały tłuściutkiego pająka. Potem się śmiał bo zawsze jak zjeżdżałam z góry to obserwowałam tego grubaska. Wszystko byle nie wpaść w sieć. Ha-ha. Ale powiem Wam szczerze, dzięki temu obozowi moja arachnofobia zmniejszyła się...
Miało nie być teorii, a trochę się wkradło. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Heja!